wtorek, 18 stycznia 2011

pierwsze trzy tygodnie nauki

Przyznam szczerze, że całkiem nieźle. Jak na mój tryb pracy i życia, to (widać to w programie nauki) godzina dziennie średnio wychodzi.

Może to niewiele, bo dopiero trzy tygodnie samozaparcia, ale już mogę wyciągnąć jakieś wnioski:

1) przerwy dłuższe, niż jednodniowe są niewskazane, niestety w dniach 6-10 stycznia nawet na moment nie spojrzałem ani do książek, ani nie posłuchałem Pimsleura i odczułem zdecydowane cofnięcie; bardzo dużo zapomniałem,

2) skupianie się na jednym języku przez 2-3 dni powoduje wypieranie tego drugiego; porównuję tutaj niemiecki z hiszpańskim, ponieważ podstawy angielskiego mam dość głęboko wpojone i nie uciekają; przez dwa dni pracowałem z Pimsleurem niemieckim (13-14 stycznia) i od kilku dni czuję dysproporcje w przyswojonej wiedzy,

3) w przypadku metody Pimsleura brak powtórzenia lekcji (pojedyncze przesłuchanie) to dla mnie za mało; prawdopodobnie nauka późnymi godzinami wieczornymi powoduje mniejsze przyswajanie, przez co utrwalam sobie w stopniu dla mnie akceptowalnym materiał za 2-3 razem,

4) muszę zrewidować jednak wnioski z nauki podczas jazdy samochodem; lepiej jednak powtórzyć sobie materiał będąc rozpraszanym w samochodzie, niż nie powtarzać go w danym dniu wcale,

5) łączenie nauki z książek Assimila wraz ze słuchaniem Pimsleura nie powoduje żadnych negatywnych skutków - warto jednak Assimila słuchać z mp3 jednocześnie pracując z książką,

6) ucząc się przy pomocy metody Pimsleura chwilami mój mózg wyprzedza lektora i próbuje wrzucić mi na język niemieckie słowa przy nauce hiszpańskiego, rzadziej zaś hiszpańskie przy nauce niemieckiego; przypuszczam, że są dwa powody: rozpoczęcie jednocześnie nauki dwóch języków i mała przerwa przy nauce hiszpańskiego (o czym wspomniałem w pkt 2); czuję, że z czasem coraz mniej będzie mi się to mylić - tym bardziej, że zwykle teraz uczę się w jednym ciągu lub z krótką, kilkuminutową przerwą między językami.

Odkąd rozpocząłem ten cykl nauki, to coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że najważniejsze jest własne nastawienie. Wkręcam się w naukę coraz bardziej, traktuję ją jako zabawę i mam wizualizację siebie mówiącego kilkoma językami. Wszystko to powoduje (mimo ograniczonego czasu) coraz większą chęć nauki.
No i fajne jest łączenie dwóch metod. Pimsleur uczy mnie mówić, a Assimil czytać i pisać.

Ich spreche ein bisschen Deutsch und/y hablo un poco castellano:)

wtorek, 11 stycznia 2011

kolejne źródła nauki: assimil, fiszki i inne

W końcu (po zdecydowanie za długim czekaniu) przyjechała do mnie ostatnia paczka, której wyczekiwałem. Kursy angielskiego, hiszpańskiego i niemieckiego Assimila.
Niemiecki i angielski w postaci pierwszego tomu, zaś hiszpański dwa razy obszerniejszy - bez oznaczenia części. W sumie nie do końca rozumiem w czym rzecz - hiszpański ma 100 lekcji i brak podziału na tomy, a angielski i niemiecki po dwa tomy. Wyciąganie kasy od ludzi!:)
Po krótkim przejrzeniu całość wygląda ciekawie - jeszcze nie do końca rozszyfrowałem CD z mp3 i podziałem na pojedyncze wyrazy, ale i na to przyjdzie czas.
Ponoć jest to jedna z lepszych metod, więc nie omieszkam jej przetestować. Szkoda, że tak mało mam czasu na wszystko - ale wybór mam pomiędzy:
- nie spać,
- rzucić pracę,
- wydłużyć dobę.
Każda z opcji mi się nie uśmiecha. O tych książeczkach w kolejnych postach pewnie będę jeszcze pisał.

Przypomniało mi się jednocześnie, że na półce leżą fiszki - małe karteczki z jednej strony z wyrazem obcojęzycznym (i czasem użyciem tego wyrazu), zaś z drugiej strony z polskim tłumaczeniem. Takie memo w formie drukowanej. Metoda przede wszystkim słownikowa - gramatyki wiele nie nauczy, ale zdecydowanie rozszerzy słownictwo. Z braku czasu narzędzie przeze mnie zaniedbywane, lecz czuję w kościach, że niedługo się to zmieni.
Fiszki angielskie już teraz mi się przydają, bo raczej radzę sobie z czytaniem w tym języku i w miarę poprawnym wysławianiem się. Gorzej z niemieckim i hiszpańskim - w przypadku tych języków jeszcze trochę poczekam, bo bez sensu łamać sobie język, albo uczyć się niepoprawnej formy wypowiedzi.

Na koniec przypomniało mi się o książce, którą uważałem za straszny zabytek: Język hiszpański dla początkujących wydawnictwa Wiedza Powszechna autorstwa Oskara Perlin('ego?). Po przyjrzeniu się bliżej stwierdzam, że na pewno ta książka mi się przyda i będzie olbrzymią kopalnią wiedzy.

tymczasem Adios! Freunde

czwartek, 6 stycznia 2011

nauka w samochodzie - długie trasy

Zgodnie z obietnicą z poprzedniego postu spróbowałem na dłuższej trasie uczyć się z audiokursu Pimsleura. Niestety efekt podobny do wcześniejszego (prób nauki podczas jazdy do i z pracy w mieście). W chwilach zwiększonego ruchu cały czas rozpraszałem się otoczeniem i chwilami zupełnie nie słuchałem kursu, zaś przy mniejszej ilości innych samochodów w okolicy było odwrotnie - dobrze wsłuchiwałem się w kurs, ale łapałem się na tym, że nie rejestruję znaków, które mijam.

Finalnie mogę stwierdzić, że audiokursy są dobre, ale zdecydowanie wtedy, gdy można się tylko na nich skupić (podczas mniej czynności mniej absorbujących myśli jak: zmywanie, prasowanie i inne domowe czynności). Do samochodu nie - szkoda czasu - lepiej posłuchać ciekawej książki:)

środa, 5 stycznia 2011

nauka w samochodzie

Niezmiennie jestem zachwycony audio kursami Pimsleura i staram się opracować jak najbardziej skuteczny sposób przyswajania sobie materiału w nich zawartego.

Pierwsze kilka dni nauki próbowałem się słuchać w każdej wolnej chwili. Na pewno przydało mi się to w tym, żeby osłuchać się z nowym językiem (mam tu na myśli niemiecki i hiszpański). Jednak w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać co z wysłuchanych treści przyswoiłem. Otóż niewiele, albo nic. Zajęcie się bieżącymi sprawami w pracy, czy rozpraszanie co chwilę przynosiło tylko lekkie zagubienie w treści. OK - w pracy i w sytuacjach możliwej do wystąpienia dekoncentracji odpuściłem.

Stwierdziłem, że kilka, kilkanaście minut z i do pracy w samochodzie przyniesie lepszy efekt. Dwa dni testów i znowu nie najlepiej. Po pierwsze podróż niekoniecznie trwa 25-30 minut, czyli tyle, ile średnio lekcja w kursie. Po drugie jazda samochodem jednak rozprasza - trzeba (szczególnie w mieście) cały czas być skupionym, ale nie na powtarzaniu kwestii, a otoczeniu samochodu. Nie uważam się za Kubicę czy Hołowczyca, jednak kilkadziesiąt tysięcy kilometrów już przejechałem (bezwypadkowo!) i raczej dobrze się czuję za "kółkiem" - nawet na szalonych ulicach Warszawy - jeżdżę pewnie i płynnie. Takie chwilowe rozpraszanie powoduje wypadanie z tempa kursu i nieregularność powtarzania. A przecież właśnie na regularności i budowaniu złożonych bloków z prostych zwrotów i wyrazów opiera się metoda Pimsleura.
Jeszcze nie testowałem w długiej trasie (niedługo sprawdzę) czy wygląda to lepiej, ale stwierdzam, że na krótkich, miejskich zdecydowanie słabe efekty przynosi. Lepiej chyba wtedy nastawić się na osłuchiwanie - będę próbował z jakimiś audycjami, etc.

Najlepsze efekty (w mojej nauce) przynosi jednak skupienie się w domu tylko i wyłącznie na realizacji programu kursu. Dużo szybciej wpadają do głowy wszystkie kwestie poruszane w lekcjach i raczej trudno o "złapanie" braków.

wtorek, 4 stycznia 2011

narzędzia - część pierwsza

Jak już pisałem w poprzednim poście - narzędzia do nauki sprawdzam i testuję.

Do angielskiego (ponieważ już robiłem wcześniej przymiarki) mam jedno w wersji online sprawdzone. Póki co spełnia moje wymagania (poza tym kiedyś od kolegi dostałem darmowe konto - teraz je odpłatnie przedłużyłem):
- etutor.pl - (więcej na: http://www.etutor.pl/informacje/) - platforma internetowa wspomagająca naukę języka angielskiego - serwis mający fotolekcje, system podobny do supermemo, dużo różnych ćwiczeń i lekcji. Uważam, że warto wydać te parę złotych - zawsze to też motywuje do zaglądania na witrynę.
- serial przyjaciele - o ile to możliwe, to staram się oglądać w oryginalne, bez lektora, a jeśli włączam napisy, to tylko w wersji EN,
- książka Wojna Światów z Angielskim (wydawnictwa TELBIT: http://www.telbit.pl/index.php5?art=399) - ciekawe połączenie lektury z nauką języka.

Do niemieckiego:
- kurs audio Pimsleur (napisała o nim więcej Ev na swoim blogu: http://onaucejezykow.blogspot.com/p/przeglad-najbardziej-pomocnych.html) - bardzo przystępny kurs (osobiście jestem zachwycony nim), co prawda w języku angielskim, ale bardzo prostym i zrozumiałym nawet dla kogoś na poziomie A2),
- książka Blondynka Na Językach sygnowana przez National Geographic, a autorstwa Beaty Pawlikowskiej (więcej na: http://www.beatapawlikowska.com/books,list,54.html) - wraz z kursem (czytaniem książki) na mp3 jest dobrym sposobem na uzupełnienie Pimsleura oraz osłuchania się z językiem,
- książka Niemiecki 15 minut dziennie wydawnictwa Global PWN (więcej: http://global.pwn.pl/niemiecki-minut-dziennie-k-57.html) - przejemne uzupełnienie powyższych, gdy nie mam możliwości słuchania mp3 - w książce jest zapis fonetyczny "po polsku" słówek niemieckich.

Do hiszpańskiego:
- kurs audio Pimsleur (napisała o nim więcej Ev na swoim blogu: http://onaucejezykow.blogspot.com/p/przeglad-najbardziej-pomocnych.html) - bardzo przystępny kurs (osobiście jestem zachwycony nim), co prawda w języku angielskim, ale bardzo prostym i zrozumiałym nawet dla kogoś na poziomie A2).
W przypadku hiszpańskiego na razie ograniczam się na Pimsleurze, gdyż nie miałem na więcej czasu, a przy okazji jakoś bardzo łatwo przyswajam zwroty z wysłuchanych lekcji.

cdn...

motywacja, motywacja, motywacja

Cześć Czytelniku,

blog ten zaczynam pisać po to, żeby przede wszystkim samemu się motywować przy nauce języków obcych - mam ambitny plan nauczyć się co najmniej kilku.

Na pierwszy ogień idą:
- niemiecki - nie znam wcale (poza tym, że umiem do 10 policzyć),
- hiszpański - nie znam wcale (nawet policzyć do 10 nie umiem),
- angielski - aż wstyd przyznać, ale 14 lat się go uczyłem i niestety przy 16 nauczycielkach i braku własnej motywacji nie było najłatwiej. W finale szkolnej przygody dostałem bardzo kiepską ocenę na świadectwo maturalne z tego języka, a i na studiach migałem się jak mogłem. Teraz żałuję, bo zmarnowałem najlepszy czas na naukę języka, ale podobno nigdy nie jest za późno.

W zakładce PROGRAM NAUKI podpiąłem arkusz kalkulacyjny z google docs, w którym starać się będę na bieżąco zapisywać czas poświęcony i zakres materiału dla poszczególnych języków.

W kolejnych (jeszcze nie powstałych) zakładkach pewnie zrobię podstawowy zestaw startowy dla osoby chcącej rozpocząć naukę - jakieś metody, linki, opisy - zobaczymy jeszcze.

Plany.
W pierwszej kolejności nadgonić zaległości z angielskiego i opanować w stopniu komunikatywnym niemiecki i hiszpański. Następnie chciałbym zacząć skubać mandaryński i włoski. Uzupełnieniem hiszpańskiego mógłby być portugalski, zaś niemieckiego norweski albo szwedzki. Sporo tego, ale ambicji i uporu mi nie brakuje. Koncepcja 3 + 2 + 2 jest bardzo kusząca - a komunikować się 7 językami to już spore osiągnięcie.

W kolejnych postach będę opisywał też narzędzia, z których korzystam oraz książki, którymi się posługuję. Na razie zbieram doświadczenia innych oraz testuję metody jak najbardziej mi odpowiadające.

Trzymać kciuki!